Autorka zbioru opowiadań "Karaluch w uchu", blogerka: https://agnieszkazak.com
Najbardziej wartościowym elementem książki okazał się specjalny rozdział poświęcony wyłącznie pomidorom – nie tylko dlatego, że to głównie te rośliny leżą w kręgu moich zainteresowań, ale też dlatego, że jest najbardziej szczegółowy. Z tej książki w końcu poznałam wszystkie różnice między roślinami o przyrośnie nieokreślonym a samokończącymi, między pierwotnymi a hybrydami, a także znaczenie magicznych literek na opakowaniach (nie, wcale nie kupiłam Balconi Red F1 tylko dlatego, że jestem fanką wyścigów bolidów…). Ogólnie w całej książce znalazłam kilka ciekawych i przydatnych rad, które wypróbuję w domowym ogródku. Jednak te kilka konkretów to trochę za mało jak na całą pozycję.
Bo choć Moss zaczyna pozytywnie, od przypomnienia, że ogród ma przede wszystkim dawać radość, to dosyć szybko przeszedł do bardzo ogólnikowego opisu roślin i zagadnień. Mało tu konkretów, mało przewodników. Moss pisze tak, jakby wszytko było oczywiste, nie przedstawia szczegółowo kolejnych etapów opieki nad poszczególnymi warzywami. To chyba bardziej książka dla tych, którzy co nieco w życiu już wysiali niż dla kompletnie zielonych, aspirujących ogrodników. W związku z tym także ilustracje – choć liczne i piękne – niewielką mają wartość, bo pełnią głównie funkcję upiększacza, nie stanowią uzupełnienia do tekstu, nie pokazują np. kolejnych stadiów dojrzewania.
Książka zdaje się też, wbrew tytułowi, skupiać przede wszystkich ma uprawie w ziemi – w małych, przydomowych ogródkach czy na działce. A ja kupiłam ją głównie z myślą o donicach na balkonie. Szkoda też, że autor szerzej nie rozpisał się o różnych formach uprawy pionowej czy piętrowych budowlach z pojemników. Wspomina za to często o podniesionych grządkach i owszem, gdybym mogła, to bym coś takiego zbudowała, ale nie na balkonie… jako podręcznik "doniczkowy" średnio się ta pozycja sprawdza.
Polskiemu wydaniu zabrakło też korekty. Tu i tam zdarzają się literówki, a najbardziej kuriozalny jest fragment oryginalnego, angielskiego zdania pozostawiony na końcu przetłumaczonego na polski akapitu. Jak można było coś takiego przegapić? Osobiście nie jestem też przekonana do użycia w tytule słowa "hodowla" – lepsza byłaby "uprawa".
Gdybym miała coś polecić, to raczej książkę "Ogródek w doniczkach" Elisabeth Millard. Ta druga pozycja ma więcej konkretnych wskazówek i przewodników, jest lepiej uporządkowana i dostosowana do potrzeb kogoś, kto trzyma rośliny tylko w domu/na balkonie.