Autorka zbioru opowiadań "Karaluch w uchu", blogerka: https://agnieszkazak.com
Wczoraj (8 września) przy okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Analfabetyzmem wystartowała we Wrocławiu akcja #czytawrocław. Tego też dnia każdy, kto czytał książkę w komunikacji miejskiej nie musiał płacić za bilet – od kontrolera zamiast mandatu dostał zakładkę.
Zakładki – co oczywiście – nie przydają się zbytnio czytelnikom e-booków, ale to jeszcze nie powód, by ich dyskryminować. Na stronie akcji znajdziemy bowiem taką informację (wytłuszczenie moje):
We wtorek, 8 września, każdy, kto podróżując komunikacją miejską, będzie czytał książkę (w wersji papierowej), nie musi mieć przy sobie biletu. Kontrolerzy MPK takim osobom zamiast mandatu będą wręczać akcyjne zakładki do książek.
Z jakiegoś powodu e-czytnik biletu nie zastąpi. Rozumiem jeszcze, że niechęć mogą wzbudzać telefony czy tablety, bo w końcu tylko na czas kontroli można otworzyć na nich jakikolwiek tekst, ale z drugiej strony – przyniesionej do autobusu książki też czytać nie trzeba, wystarczy udawać. Skoro więc cała zabawa opiera się na jakimś wzajemnym zaufaniu i przekonaniu, że nie próbujemy wydębić darmowego przejazdu, a rzeczywiście poczytać książkę, to nie bardzo wiem, czemu e-booki zostały z miejsca przekreślone.
Częścią akcji jest też wrzucanie na Instagrama i Facebooka zdjęć z tagiem #czytamwrocław i chwaleniem się swoimi lekturami. Tak się składa, że jakiś czas temu na Instagramie dotarł do mnie łańcuszek z chwaleniem się książkami. Wrzuciłam zdjęcie okładki na czytniku. Ostatnio brałam udział w konkursie i zrobiłam dokładnie to samo. Czytnikowcy też więc sobie radzą.
Generalnie akcja organizowana we Wrocławiu nie jest zła, choć boryka się z tym samym problemem co wszystkie tego typu inicjatywy – mianowicie przekonuje już przekonanych. Zwłaszcza że skierowana jest to tych bardziej ambitnych czytelników, na tyle zainteresowanych, by wchodzić na różne portale książkowe i w ogóle o akcji się dowiedzieć, posiadających konta w serwisach społecznościowych, którym chce się robić zdjęcia czytanych książek i recenzenckich stosików. Do tych, którzy zabierają książkę do tramwaju, kawiarni, parku, wszędzie, bo czytają dużo. Jasne, zwiększenie obecności książki w przestrzeni publicznej jest dobrą rzeczą, bo brakuje nam jednak w kraju czytelniczej kultury, ale nie zmienia to faktu, że #czytamwrocław jest głównie zabawą dla miłośników książek.
E-bookowcy też się do tej grupy zaliczają i potrafią być najbardziej ambitną, najwięcej czytającą częścią społeczności. W końcu nie inwestują w specjalne urządzenie po to, by potem nie kupować i nie czytać. A kupują też sporo, śledząc wszelkie promocje, BookRage i inne okazje. Rozumiem, że papierowa książka wciąż lepiej się prezentuje i na pewno lepiej sprawdza jako narzędzie promocyjne – w końcu specjalny czytelniczy kącik Book Club we Wrocławiu musi mieć półki uginające się od tomiszczy, żeby przyciągać uwagę, ale e-bookowcy kochają książki tak samo jak „papierowcy”.
Dlatego gdy następnym razem będziesz urządzał akcję promującą czytanie, nie zapomnij o nas. Nie potrzebujemy wiele – już nosimy całą bibliotekę przy sobie, zdjęciem też w razie czego możemy się pochwalić. A w autobusie czytnik bywa wygodniejszy od książki drukowanej.
Więcej o akcji w portalu Wrocław.pl.