Autorka zbioru opowiadań "Karaluch w uchu", blogerka: https://agnieszkazak.com
Wow. Nie bez powodu wymieniano tę książkę na wszystkich listach najważniejszych tytułów zeszłego roku. Springer zaczyna mocno – od wymienienia szeregu artykułów z „Robotnika” z lat ’30 dotyczących samobójstw spowodowanych eksmisjami i bezdomnością. Prezentując sytuację mieszkaniową w dwudziestoleciu międzywojennym skupia się przede wszystkim na robotnikach, na bezdomnych, na zbyt ubogich, by pozwolić sobie na więcej niż – dosłownie – lepiankę.
To oni [burżuazja, ziemianie, inteligencja] bywali w teatrach i na dansingach, jadali u Bliklego, kupowali buty u Kielmana. I to oni zapełniają karty licznych książek poświęconych polskiej belle epoque. Dwa procent – może trochę więcej. Reszta nie zmieści się w kadrze.
Coś w tym jest – znacznie przyjemniej myśli się o kamienicach, pięknych strojach lat ’20, brukowanych uliczkach, balach. Springer prawie o tym nie wspomina, jego interesuje pozostałe 98%. Książka to doskonały opis mieszkaniowej biedy tamtego okresu – upychanie kilku rodzin w jednym pokoiku, budowanie domków ze śmieci, wydrążanie grot, rozpadające się budynki. W końcu odważne projekty architektów, które najczęściej okazywały się dalej za drogie.
Ale na tym książka się nie kończy. Niektórzy narzekają, że Springer zdecydował się odpuścić PRL, choć to okres niezwykle w kwestii mieszkań ciekawy, ale ja nawet rozumiem, czemu postanowił przeskoczyć od razu z dwudziestolecia do współczesności – by pokazać pewne paralele.
Strategia rozwoju kapitału ludzkiego 2020, także z 2013 roku, idzie jeszcze dalej. Jej autorzy piszą wprost, że „w Polsce problemem jest mała dostępność mieszkań (zwłaszcza mieszkań na wynajem) w ośrodkach generujących miejsca pracy”, a to z kolei powoduje, że młodzi ludzie później się usamodzielniają i później decydują się na założenie rodziny. By temu zapobiec, trzeba rozwinąć budownictwo społeczne.
A jak ta współczesność wygląda – zdajemy sobie sprawę. Kredyty na trzydzieści lat, najgorsze oczywiście we frankach. Dziury w ziemi, które nigdy nie zamieniły się w mieszkania, bo deweloper upadł. Niepewność wynajmowanego mieszkania, przenoszenie się z miejsca na miejsce, albo wręcz przeciwnie – zdziwione spojrzenia znajomych, gdy nie chce się osiąść w jednym miejscu na stałe, na swoim. Brak pieniędzy na wynajem, gnieżdżenie się po pokojach studenckich. Bezwzględność czyścicieli kamienic.
Ale opowieści zwykłych ludzi o ich problemach nie pełnią tu tylko roli anegdotycznej. Każda z historii mieszkańców trzynastu pięter stanowi punkt wyjścia do próby analizy patologii toczących polski rynek mieszkaniowy. Największą wartością tej książki jest właśnie zwrócenie uwagi na brak zainteresowania kolejnych rządów, brak długofalowych rozwiązań i finansowanie zupełnie nie tych projektów, co trzeba.
W krajach zachodnich sprawa wygląda zupełnie inaczej. Mieszkania wynajmuje się także od dużych instytucji, które zarządzają setkami, a nawet dziesiątkami tysięcy lokali. Są to często firmy należące do funduszy inwestycyjnych zarządzających oszczędnościami przyszłych emerytów. W polskich warunkach mogłyby to być także towarzystwa budownictwa społecznego, zwłaszcza w mniejszych miastach, do których długo nie trafią żadne fundusze inwestycyjne. Ich celem jest wynajmowanie mieszkań – im dłużej najemca zajmuje lokal i za to płaci, tym dla nich lepiej. Każda zmiana to przecież koszt. Takie instytucje są też mniej podatne na wahania rynku. W Polsce jednak taka forma wynajmu stanowi margines. Przez lata mówiło się, że przez Ustawę o ochronie praw lokatorów jest nieopłacalna.
– Paweł Sztejter, partner zarządzający w REAS w 13 piętrach
Dziwnie czyta się tę książkę siedząc na kanapie w bezpiecznym, własnym domu, bez obawy, że jedno z mieszkaniowych nieszczęść opisanych w tej książce może mi się przydarzyć. I nocując niedługo później na tejże kanapie kogoś, kto miał tego pecha.